Teksty
Relacja

Cyrkopole 2025

23.07.2025
Weronika Stencel

Cyrk stał się tu platformą ekspresji, która bierze ciało na poważnie. Nie tylko jego siłę, ale i słabość.

Cyrkopole 2025

Weronika Stencel


Ur. 12.10.1993 w Żorach, pisarka, klaunka, rysowniczka, scenarzystka filmowa, wiolonczelistka. Absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach i krytyki literackiej na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autorka książki „Obiturianci” (Wydawnictwo Nisza). Redaktorka Dziennika Literackiego wydawanego przez Instytut Książki w Krakowie i autorka podcastu „Teksturion”. Przez dziesięć lat redaktorka naczelna „Gazety, która Musi się Ukazać”, współzałożycielka Radia Klang, autorka literackich audycji i słuchowisk z wiolonczelą. Koordynatorka Radia Rajska w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Krakowie. Laureatka Stypendium Twórczego Miasta Krakowa, Nagrody Kraków Miasto Literatury UNESCO, stypendystka ZAIKS i MKiDN. Publikowała między innymi w „Czasie Literatury”, „Małym Formacie”, „Wakacie”, „Stonerze Polskim”, „Zakładzie”. Autorka tekstu do filmu animowanego „Deserowy Jamnik”, scenarzystka i pomysłodawczyni filmu pełnometrażowego „Pomagacze” we współpracy ze studiem Animoon (oba filmy reżyseruje Betina Bożek).

 

Wszystkie fotografie: Marta Sobala

Tak jak co roku, Cyrkopole 2025 rozgościło się na Psim Polu w Centrum Biblioteczno-Kulturalnym FAMA. To kameralny festiwal, który, jak najlepsze spektakle nowego cyrku, nie daje gotowych odpowiedzi. Zamiast blichtru dostajemy tu pokazy osobliwości, mikrofony plączące się pod nogami i pulsującą obecność ciała. Cyrkopole nie próbowało być efekciarskim widowiskiem, lecz stawało się żywym procesem przemian. Momentami była to opowieść o tym, co się dzieje, gdy ciało staje się błędem, pytaniem i pragnieniem. 

Festiwal rozpoczął się nie od fanfar, lecz od serii potknięć. Kolektyw Kejos stworzył minimalistyczną etiudę pod tytułem Nie Tak Ty o scenicznych nieudacznikach, bazując na lękach, przejęzyczeniach i nadmiarowych gestach. To nie była parodia nieporadności, a raczej: pochwała jej obecności. Kejosy nie próbowały błyszczeć, choć wielokrotnie i zbyt często sięgały po oklaski publiczności. Ich neurotyczność, na granicy udręki, stawała się językiem: o braku pewności, o pęknięciach w performansie, o lęku przed brakiem reakcji. Żonglerka, śpiewane ad hoc pieśni, samplowane melodie, spektakularne kłótnie – wszystko to układało się w opowieść o niepewnej tożsamości artystów cyrkowych, którzy w świecie natychmiastowej gratyfikacji nadal chcą „znaczyć”. Warto zwrócić uwagę, że Nie Tak Ty poprzedził niesamowity pokaz Emilii Kamińskiej zapętlonej w świecącym na czerwono hula-hop. Uwięziona w kole tancerka, jednocześnie stawała się władczynią czasu oplatającego jej sylwetkę.

Fot. 1: Kolektyw Kejos – Nie Tak Ty

Fot. 2: Emilia Kamińska

Nieco później, w przestrzeni wystawy Bebonowie, miałam okazję, jako autorka i klaunka, uczestniczyć w rozmowie wokół mojej książki Obiturianci (Wydawnictwo Nisza). Z pomocą prowadzącej i koordynatorki festiwalu, Oli Kubackiej, przeniosłyśmy publiczność do Kiszonego Miasteczka. Był to także czas moich tanecznych wygibasów ze skrzypcami oraz pluszowymi delfinami i rekinami w rytmie Mr. Bungle. Wraz z Bebonami i Ripertem, brzuchomówcą z mojej książki, wędrowaliśmy w rejony klaunowatej groteski. To był wieczór na styku literatury i performance’u, przypominający sen. 

Rozmawiałyśmy o naturze klauna, który ulepiony z wiatru, wolności i paradoksów, przenika do współczesności jako figura autentyczności. Obiturianci podejmują bowiem rekonstrukcję znaczeń, jakie niesie za sobą klaun, skupiając się na humorze słownym, sytuacyjnym, w „akrobatycznej narracji” pełnej neologizmów. Główną osią książki jest paradoks Riperta, introwertyka i brzuchomówcy, który ma zdolność do prowokowania Bebonów w Kiszonym Miasteczku. Połykając powietrznych, tytułowych Obituriantów zmaga się jednak ze swoim lękiem przed śmiercią.

Fot. 3: Weronika Stencel

Wieczorem zobaczyliśmy Pokaz Taniec Ogień i KEJOS na boisku szkolnym obok Famy. Transowy, mistyczny i niemal rytualny – przywołał ducha pradawnych sztuk ognia. Ich taniec nie był jedynie demonstracją siły czy zręczności, ale pokory wobec żywiołu i niemalże tęsknotą za szamanizmem.

Fot. 4: Pokaz Taniec Ogień i Kejos

Drugi dzień to festiwalowy rozmach: warsztaty, kiermasze, animacje i ruch w różnorodnej formie. Cyrk jako edukacja, jako doświadczenie społeczne. Dzieci (i dorośli) budowali czapkostwory, uczestniczyli w różnorodnych warsztatach, odkrywali sensoryczne zabawy i ćwiczyli koordynację. Cyrkopole pokazywało, że ciało nie jest tylko nośnikiem akrobacji – ale także medium relacji.

Na placu przy Famie z impetem pojawiła się Rita Buqu w pokazie Happy Stoto. Przerysowana pani domu z lat 60., samotna i sfrustrowana, odkurzająca swój salon, odrzuca rutynę na rzecz emancypacji. Sztuka akrobatyczna została tu wpleciona w narrację o kobiecym przebudzeniu. Szpagat Rity stał się feministycznym manifestem, a odkurzacz – narzędziem wyzwolenia. Uczestnicy festiwalu mieli też okazję wziąć udział w jej warsztatach Family Clown, które były równie poruszające. To tworzenie wspólnoty z obcych sobie ludzi, przywracanie radości dotyku, koncentracji i obecności. Rita pokazała, że klaun to nie rola, ale praktyka – ciała, głosu, relacji. I że można śmiać się razem z najprostszych odruchów.

Fot. 5: Rita Buqu – Happy Stoto

Po niej, Pan Ząbek i jego Trzy życzenia – to była iluzja na wysokim poziomie! Niestety, według mnie z humorem zbyt rubasznym, stereotypowym, chwilami wręcz zgrzytającym w kontekście jego umiejętności magicznych. Może dla niektórych uroczy, ale w zestawieniu z wrażliwością Rity czy Kejosów – boomerskicringowy.

A potem przyszli oni. Compañía Rampante. I świat się na chwilę zatrzymał.

Fot. 6: Compañía Rampante

Za intensywnością i precyzją spektaklu Compañía Rampante stoi dwoje artystów wyjątkowej wrażliwości: Florencia CarosíaLuciano Facundo Ranieri – twórcy, którzy nie tylko opanowali swój ruch do perfekcji, ale potrafią ją przekształcać w język emocji i opowieści. Carosía, z wykształcenia aktorka i tancerka tanga, wnosi do sceny niepowtarzalną dramaturgię ruchu – cielesność, która pamięta teatr i ekran, ale nie zatraca lekkości klauna. Jej gra jest precyzyjna, zniuansowana, kobieca i buntownicza zarazem. Ranieri – żongler, akrobata i nauczyciel sztuk cyrkowych – to artysta, który przez lata pracy w argentyńskich trupach wypracował styl łączący siłę fizyczną z pełnym autoironii dystansem. Wspólnie tworzą duet, który nie potrzebuje słów – ich spektakle to opowieści o napięciu i wycofaniu, namiętności i znudzeniu, idealnie wpisujące się w estetykę nowego cyrku. Ich misja odkrywania nowych języków ruchu nie brzmi jak puste hasło – na scenie jest wyczuwalna w każdej sekcji: od przemyślanego układu choreograficznego po minimalistyczny rekwizyt.

Ich spektakl był czymś pomiędzy seansem filmowym, a intymnym aktem dwójki kochanków, którzy próbują zrozumieć siebie nawzajem – przy winylach Edith Piaf, przy naprędce rozłożonym barku odsyłającym do zapomnianego pokoju z lat 50. Na początku płyty winylowe zamiast twarzy tworzyły dziwny, wyobcowany efekt, jak melancholijne głowy z innego świata. Potem kobieta, pełna energii, wręcz flirtowała z przestrzenią, a mężczyzna, jakby już zmęczony, oddawał jej pole. Ich akrobatyka to nie popis, to rozmowa. Rampante mówią językiem fizycznym o rzeczach trudnych: zmęczeniu bliskością, potrzebie namiętności, o kobiecie, która wychodzi na pierwszy plan. Ich występ był elegancki i dziki zarazem, w stylu występów Lizy Minelli z filmu Cabaret.

Fot. 7 i 8: Compañía Rampante

Wrażenie zrobił też na mnie Fabian Flender ze swoim solowym spektaklem Flender Jetzt!, który był przykładem na to, jak współczesny cyrk potrafi sięgać po slapstickowy rodowód, jednocześnie zanurzając się w postmodernistycznym komentarzu. Jego absurdalna walka z codziennością – z kablem mikrofonu, z wieszakiem, z własnym rozkojarzeniem – była nie tylko komiczna, ale też celnie opowiadała o alienacji i zderzeniu ciała ze światem przedmiotów. Flender, choć znany jako jeden z najbardziej utalentowanych żonglerów, nie epatuje umiejętnościami. Pozwala im wyłonić się mimochodem, jakby przez przypadek. Przez większość czasu sprawia wrażenie zagubionego idioty, by potem nagle, niemal znienacka, objawić się jako mistrz rytmu, czasu i komicznej dramaturgii. To żonglerka nie o mistrzostwie, ale o śmieszności prób; nie o sukcesie, ale o wiecznym potknięciu. W tej frywolnej estetyce tkwiła głęboka wiedza o klasycznym klaunie – z jego melancholią, autoironią i tragiczną głupotą.

Fot. 9: Fabian Fendler: Flender Jetzt!

Ostatni dzień festiwalu zamknął klamrę. Zaczęło się od neurotycznych żonglerów, a zakończyło na neurotycznych klaunach. La Bella Tour to duet, który przypomniał, czym był klaun zanim stał się kliszą. Mieliśmy do czynienia z klaunem białym (delikatnym, zatroskanym) i ryżym (głupkowatym, szaleńczym). Ich język to ruch, slapstick, upadek i powtórzenie. Oni nie muszą mówić – ich ciało mówi wszystko. Ich występ nie był tylko pokazem umiejętności (a potrafią wiele!), ale rekonstrukcją humoru archetypicznego – głębokiego, czasem niepokojącego, po prostu pięknego. Cyrk tutaj był sztuką w najczystszej formie: cielesną, spontaniczną, pełną ryzyka. 

Fot. 10: La Bella Tour

Spektakl Donna Kichota Piny Polar był z kolei lirycznym i błyskotliwym hołdem dla literatury i wyobraźni. Ukazanie Don Kichota przez kobiecy filtr – w stronę siły, absurdu, czułości – pozwoliło widzom wejść w świat, gdzie wyobraźnia dosłownie zmienia rzeczywistość. Wizualność, poczucie humoru i otwartość na interakcję sprawiły, że przedstawienie tchnęło prawdziwym duchem współczesnego teatru ulicznego – dostępnego, ale niebanalnego, zaangażowanego, ale nie publicystycznego.

Fot. 11: Pina Polar – Donna Kichota

Pina Polar to artystka wywrotowa, która wydaje się wyznawać zasadę „gdzie kończy się komedia, zaczyna anarchia”. Jej spektakl Into the Wild na ryneczku Psiego Pola był pełen cielesnej szamotaniny, dźwięku i niepokoju. Szalona, rock’n’rollowa energia, balansowanie na granicy niebezpieczeństwa (dosłownie – z liną, nożami), tworzyły pokaz pulsujący na granicy błazeństwa i performatywnej rebelii. Polar nie opowiada historii – ona wybucha pomysłami, zakłócając porządek, podważając oczekiwania. Jest współczesną tricksterką – kobietą klaunem, która ucieleśnia chaos. Jej gesty mają rytm punkowego protestu, a jednocześnie moc subtelnego teatru przedmiotu. Pina przypomina, że współczesny cyrk to już nie tylko miejsce podziwu dla sprawności, ale przestrzeń dla ciała jako narzędzia sprzeciwu i gry z normą. Jako tricksterka przypomina ona o chaosie, który jest nieodłącznym elementem życia, ale może mieć także twórczy i transformujący wpływ na odbiorców i odbiorczynie.

Fot. 12: Pina Polar

No i voilà! Na zamknięcie festiwalu odbyło się Cyrkowe Variete w wykonaniu Kolektywu Performatywy – wydarzenie przesuwające środek ciężkości w stronę pokazowego cyrku umiejętnościowego. Mini etiudy osadzone w estetyce współczesnej muzyki elektronicznej, były perfekcyjnie dopracowane technicznie, ale oderwane od opowieści i emocjonalnego zaangażowania. Artyści prezentowali swoje talenty w formule zbliżonej do cyrku nowoczesnego, lecz bez tej poetyki i szczeliny, którą tak mocno wybrzmiewały we wcześniejszych punktach programu. Klaun, pojawiający się jako prowadzący czy figura spinająca, był natarczywy, irytujący, narzucał się z humorem. Zabrakło tam oddechu, przestrzeni na kontakt, za to dominowała forma i efekt. Pokaz, choć sprawny, nie domykał festiwalu w duchu, który ten przez większość czasu tak pieczołowicie budował – bliskości, niedoskonałości, szczerego kontaktu.

Fot 13 i 14: Kolektyw Performatywy – Cyrkowe Variete

Cyrkopole 2025 pokazało jednak, że współczesny cyrk nie potrzebuje scenariusza, nie musi być linearny. Może być niewygodny, nieidealny, zbyt intensywny i przez to prawdziwy. Cyrk stał się tu platformą ekspresji, która bierze ciało na poważnie. Nie tylko jego siłę, ale i słabość. 

Cyrkopole – dziękuję!
Za niepewność, zadziwienie, ogień, Edith Piaf. I pierwsze miejsce w konkursie wywijania jojo w kategorii dorosłej. Zdobyłam Złoty Guzik Klauna!

Fot. 15 i 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22: Cyrkopole 2025

 

Zobacz podobne

La Bella Tour

„I żyli długo i szczęśliwie…”

Już jest bardzo ciekawie, a myśl o tym, jakie kuratorskie propozycje przyniesie przyszłość, rozbudza tylko…

Sabina Drąg
Roia Borrailas i Guillermo Aranzana „La Bella Tour”

Festiwal Inna Bajka

Te kilka dni faktycznie przeniosły widzów do innej bajki, w której każdy mógł znaleźć coś…

Katarzyna Kojło-Naparzewska
Międzynarodowe seminaria cyrkowe

Seminaria „Cyrk Dzisiaj: Estetyka, Polityka, Technologia”

Wpis zawiera odnośniki do relacji z seminariów i nagrań wybranych referatów.

Mateusz Kownacki
Więcej Tekstów