Teksty
Relacja

Festiwal Inna Bajka

23.07.2025
Katarzyna Kojło-Naparzewska

Te kilka dni faktycznie przeniosły widzów do innej bajki, w której każdy mógł znaleźć coś dla siebie

Roia Borrailas i Guillermo Aranzana „La Bella Tour”

Katarzyna Kojło-Naparzewska


Za dnia pracuje w księgowości, wieczorami ogląda i recenzuje spektakle teatralne oraz koncerty. Najczęściej spotkać ją można w Szczecinie, ale dla dobrej sztuki jest wstanie przejechać setki kilometrów. Ciekawa świata i nowych doświadczeń. Od niedawna próbuje swoich sił w żonglowaniu.

Fotografie Piotr Nykowski

W dniach 27-29 czerwca, Szczecin zamienił się w międzynarodowe miasto sztuki cyrkowej. W różnych miejscach można było oglądać przedstawienia w ramach festiwalu „Inna Bajka”. Możecie pomyśleć „kolejny festiwal”. Tak kolejny, ale wyjątkowy. Tego typu imprez jest bardzo dużozwłaszcza latem. Są one organizowane na zamkniętym, wydzielonym terenie, na który można wejść po okazaniu zakupionego biletu. „Inna Bajka” pod każdym względem poszła w przeciwnym kierunku. Nie wierzycie? Sprawdźmy to: 

a) lokalizacja wydarzenia:

  • Park  Żeromskiego,
  • Łąka Kany,
  • plac Solidarności,
  • Scena Antygrawitacji,
  • Teatr Kana,
  • Teatr Lalek Pleciuga,
  • Teatr Współczesny.

b) wejście:

  • na przestrzeni otwartej każdy przechodzień mógł się zatrzymać i obejrzeć widowisko,
  • spektakle sceniczne były biletowane „wejściówkami”, które każdy mógł otrzymać kilkanaście minut przed przedstawieniem.

Ten festiwal jest otwarty na każdego widza. Dosłownie. Nie nakłada żadnych kryteriów czy limitów poza liczbą miejsc w teatrach.

W Szczecinie nieczęsto można obejrzeć sztukę cyrkową. Za moich dziecięcych lat miałam styczność z tego typu wydarzeniami tylko, gdy cyrk przyjechał do miasta. Obecnie w tej kwestii prawie nic się nie zmieniło (namiastkę cyrkowych akrobacji można zobaczyć w spektaklu „Sztukmistrz z miasta Lublina” w Teatrze Polskim). Dlatego idąc na ten festiwal, zastanawiałam się co zobaczę i czy znajdzie się tam miejsce dla osób już od dawna posługujących się dowodem osobistym. Na szczęście wiek w tej bajce również nie miał dużego znaczenia.

Weźmy na przykład występ Andrei Mineo z Włoch pod tytułem „Boato!”. Już na początku artysta nawiązał kontakt z publicznością i zaprosił do występu dwójkę dzieci. W scenie, w której chłopiec był uczony tańca jak z czasów gorączki sobotniej nocy, można powiedzieć, że wszystko szło wg. scenariusza, ale gdy dziewczynka miała pomagać w „znikaniu” chipsów no cóż… Andrea musiał trochę improwizować, by jej pomóc i by przejść do kolejnych części występu (P.S. Jeżeli ktoś zastanawia się, jak nauczyć swoje dzieci, by nie przyjmowały słodyczy od nieznajomych skontaktujcie się z rodzicami uroczej aktorki).

Do tej pory występ był głównie groteskowy i żartobliwy. Od tego momentu, nie rezygnując z humoru, Andrea pokazał swoje umiejętności cyrkowe. Od fikołków i robienia mostka z sokiem w plastikowym kubeczku, przez chodzenie na szczudłach (i do tej części z widowni zostały zaproszone dwie osoby 18+), po finalne skakanie przez skakankę będąc niezmiennie na szczudłach. 

Artysta mrugnął też okiem do fanów zespołu Queen. Wyglądem przypominał wokalistę, Freddiego Mercury’ego, a w chwili gdy wspiął się na wysokości, zaczął wykonywać piruety i arabeski do smyczkowej wersji „Don’t stop me now”.

Andrea Mineo „Boato!”

Andrea Mineo „Boato!”

Fot. 1 i 2: Andrea Mineo „Boato!”

Inny charakter miało przedstawienie dwóch hiszpanów: Roia Borrailas i Guillermo Aranzana pod tytułem „La Bella Tour”. Mogę powiedzieć, że był to najbardziej klasyczny z wszystkich występów, które widziałam. Panowie wcielili się w dwóch klaunów i w swojej sztuce ujęli wszystkie znane psikusy i sztuczki np. kręcenie talerzami na tyczkach, tort z bitej śmietany, kwiat z psikającą wodą. Pomyślicie „nic takiego”. Ale czy osoby występujące z grupą  Roncalli czy Cirque du Soleil mogą zatrzymać się na takich trickach? Nie bardzo. Wiedzą jak ważna jest rytmika występu i świetnie wykorzystali do tego utwory Straussów: polkę Tritsch Tratsch czy Marsz Radeckiego. I tak jak w trakcie noworocznych koncertów wiedeńskich marsz jest grany na finał, tak i tutaj został wykorzystany w chwili, gdy emocje sięgnęły zenitu  – podczas akrobacji na teeterboardzie.

Teeterboard wraz z wysokim masztem można było ponownie zobaczyć w przedstawieniu „Gregarious” szwedzko-katalońskiej grupy Soon Circus Company. Nilas Kronlida i Manel Roses wchodzili, wskakiwali na chiński maszt i zjeżdżali po nim jakby to była ich natura. Bez grama wysiłku. Spider-Man przy nich to dziadek z chodzikiem.

Roia Borrailas i Guillermo Aranzana „La Bella Tour”

Fot. 3: Roia Borrailas i Guillermo Aranzana „La Bella Tour”

Soon Circus Company „Gregarious”

Fot. 4: Soon Circus Company „Gregarious” 

Odmianą od tych występów był minimalistyczny spektakl „StOïk” grupy Les GüMs składającej się z Victora Hollebecqa i Clémence Rouzier z Francji. Bazował on na różnicach: on wysoki, ona niska, on spokojny, ona energiczna, on ma dużą paletkę do ping ponga, ona malutką, jego ubrania są za duże na nią, jej za ciasne dla niego. I to był przepis, by móc śmiać się z sytuacji, które każdy z nas zna. Osoby niewysokie wiedzą, jak się muszą nagimnastykować, żeby sięgnąć po rzeczy z wyższych półek, albo dostrzec coś będąc w tłumie. A osoby wysokie? Znają ból schylania się praktycznie do wszystkiego. To była prosta metoda  stworzenie zabawnych etiud poprzedzielanych tą samą sekwencją ruchów. Gdy osoby siedzące na widowni mogły pomyśleć, że już znają schemat przedstawienia, Clémence zaskoczyła wszystkich rozkręcając się wokalnie i wchodząc w publikę. Zabierała różne fanty, które zostały później wykorzystane w przedstawieniu. To zdarzenie rozbawiło publiczność  do reszty, przez co chętnie zostali po spektaklu, by porozmawiać z artystami.

Les GüMs „StOïk”

Les GüMs „StOïk”

Fot. 5 i 6: Les GüMs „StOïk” 

Innym występem, który zachwycił publiczność było przedstawienie „Smashed” brytyjskiej grupy Gandini Juggling. Artyści opowiadali o relacjach międzyludzkich poprzez naprzemienne żonglowanie solo i w grupach około setką jabłek (a w finale zastawą z ceramiki). Pokazali, że żonglerka nie kończy się na trzech piłeczkach i żonglowaniu kaskadowym. Udowodnili, że tak naprawdę w tym zakresie jedynym ograniczeniem jest nasza wyobraźnia.

Chyba tylko jedno przedstawienie, a w zasadzie to konstrukcja, spotkała się z podobnym podziwem. Piszę tutaj o przedstawieniu „Spinsane” fińskiej grupy Race Horse Company. Obrotowa konstrukcja nazwana przez twórców „kołem śmierci”  pokazała widowni, co się dzieje z nami, gdy bez opamiętania uczestniczymy w wyścigu szczurów po umowny jednometrowy słodki żelek. Na początku było zabawnie i wesoło, ale z każdą mijającą chwilą ciarki wkradały się przez skórę do przełyku i żołądka. Akrobacje, wywroty, a nawet zwykłe siedzenie ze skrzyżowanymi nogami w tej poruszającej się konstrukcji, było czymś, co zapierało dech w piersi. Użyty przy finale utwór „Clubbed to dead” Roba Dougana dodatkowo wzmacniał efekt.

Gandini Juggling „Smashed”

Race Horse Company „Spinsane”

Fot. 7 i 8: Race Horse Company „Spinsane” 

Muszę na koniec wspomnieć o przynajmniej jednym występie z naszego kraju, a nawet z okolic Szczecina. Był to połączony występ grupy perkusyjnej WBB Drumline z Goleniowa oraz ogniomistrzów ze Szczecina, Goleniowa i Stepnicy. Zainteresowani mogli zobaczyć występy z wykorzystaniem ogniowych wachlarzy, kijów, poi czy maczug.

Fireshow

Fireshow

Fot. 9 i 10: Fireshow

Te kilka dni faktycznie przeniosły widzów do innej bajki, w której każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Mnie zaskoczyła zmiana charakteru przedstawień. Nawet gdy oglądało się proste żarty, to każdy element występu był przemyślany, a samo widowisko miało swój przekaz. Z dystansem pokazywały naszą ludzką nieperfekcyjność i skłaniały do refleksji. Nawiązywały do innych twórców i dzieł artystycznych np. filmów Nino Manfrediego, wierszy Natalii Usenko czy choreografii Piny Bausch. Z głośników nie grała orkiestra dęta, ale szeroki wachlarz utworów, od kompozycji klasycznych i operowych, poprzez piosenki z pierwszej połowy minionego wieku po muzykę współczesną.

Wróciłam z festiwalu zachwycona nie tylko spektaklami, ale również logistyką i ogromem pracy włożonym przy organizacji tego wydarzenia, bo oprócz występów zaproszonych gości, na czas festiwalu powstało Sąsiedzkie Miasteczko Pogranicza, w którym można było spróbować swoich sił w sztuce cyrkowej. Ja spróbowałam żonglerki (i teraz ćwiczę ją codziennie w domu), a za rok planuję spróbować chodzenia na szczudłach i linie 😉

Jeżeli chcielibyście zobaczyć więcej lub poznać klimat takich festiwali, to koniecznie odwiedźcie Carnaval Sztukmistrzów w Lublinie. Jest już niedługo: 24-27 lipca. Dajcie się oczarować!

 

Zobacz podobne

La Bella Tour

„I żyli długo i szczęśliwie…”

Już jest bardzo ciekawie, a myśl o tym, jakie kuratorskie propozycje przyniesie przyszłość, rozbudza tylko…

Sabina Drąg
Cyrkopole 2025

Cyrkopole 2025

Cyrk stał się tu platformą ekspresji, która bierze ciało na poważnie. Nie tylko jego siłę,…

Weronika Stencel
Międzynarodowe seminaria cyrkowe

Seminaria „Cyrk Dzisiaj: Estetyka, Polityka, Technologia”

Wpis zawiera odnośniki do relacji z seminariów i nagrań wybranych referatów.

Mateusz Kownacki
Więcej Tekstów